Grzegorz Jezusek, Inżynier Procesu z Lakierni, świat motoryzacji widzi kolorowo. I wcale nie jest to przenośnia. Na co dzień zajmuje się bowiem częścią procesów związanych z lakierowaniem pojazdów powstających w Gliwicach.
– Dla mnie i moich kolegów są one codziennością, ale osoby z zewnątrz zaskakuje czasem stopień skomplikowania prac w naszym dziale – wyjaśnia. – Samo uświadomienie im, jak wiele jest warstw i innych składników nakładanych na samochód, powoduje u nich co najmniej zaciekawienie.
W skrócie wygląda to tak: „surowa” karoseria („blaszanka”) jest kierowana w pierwszym etapie lakierniczym do natryskowo – zanurzeniowego procesu chemicznego, gdzie poddawana jest procesowi czyszczenia i zabezpieczana chemicznie przed korozją. Na tym etapie jest nakładana w procesie elektrolizy pierwsza warstwa farby – ELPO, która jest zabezpieczeniem antykorozyjnym. Proces ten kończy się suszeniem karoserii w temperaturze 160 – 200 st. Celsjusza w czasie ok. 45 min. – Kolejnym etapem jest nakładanie podkładu lakierniczego, zwanego z angielska primerem – wyjaśnia Grzegorz.
Dopiero po tych zabiegach można nakładać warstwę finalną – kolor. Tę, którą zobaczy klient w salonie samochodowym. Powstaje ona na bazie farb wodnych.
– A tych są dwa rodzaje: lakiery solidowe i metaliczne – wyjaśnia Grzegorz Jezusek. – I tu ciekawostka: metaliczność lakieru uzyskujemy dzięki drobinkom miki, minerału, o którym uczył się każdy na lekcjach geografii albo opiłków metalu.
I tu moda się zmienia
Warstwa finalna tak naprawdę finalną nie jest, bo po niej nadchodzi jeszcze czas na położenie lakieru bezbarwnego. Jest on dodatkowym zabezpieczeniem przed zarysowaniami oraz działaniem czynników atmosferycznych. Odpowiada też za połysk.
– W lakierni pracuję od 19 lat – opowiada Grzegorz Jezusek. – I widzę, że w kolorach w motoryzacji też panują różne trendy. Jasne jest, że decydują o tym klienci. To pod nich wybiera się kolorystykę. Pamiętam, że na przełomie wieków bardzo popularny był srebrny metalik, później nadszedł czas popularności czerni, a dziś w czołówce są biały, czarny i czerwony. Za nimi sytuują się różnego rodzaju odcienie szarości.
Preferencje klientów Opla nie odbiegają od ogólnych, światowych trendów. Są z nimi zbieżne.
Na drugim biegunie można umieścić kolory rzadko zamawiane. Wśród tych są. m.in: zielony i złoty. Z czego to wynika? Na to pytanie znają odpowiedź tylko odbiorcy.
Mało kto wie, jak zabawnie brzmią nazwy produkcyjne wielu barw używanych w Gliwicach. „You Drive Me Grazy” czy „Pull Me Over Red” – to tylko dwa przykłady spośród nich.
– W sprzedaży nazywają się już oczywiście inaczej, więc nie ma co zdradzać, jaki dokładnie odcień kryje się za nimi – tłumaczy Grzegorz.
On sam, dopytywany, jakie kolory podobają mu się najbardziej, chwilę się waha. Najchętniej wymieniłby kilka, ale w końcu wskazuje srebrny i czerwień na modelu pięciodrzwiowym Astry V. – Bo idealnie do niego pasuje – wyjaśnia. – Ale to oczywiście kwestia gustu.
Kolor w dobrym świetle
Wybór Grzegorza na pewno pochwaliłby Mariusz Stuszewski z Akademii Jazdy Opel. – Czerwień jest bardzo dobra dla samochodu z punktu widzenia bezpieczeństwa kierowcy – stwierdza.
– Wszystkie intensywne barwy mają tę cechę, że są widoczne dobrze i z daleka. Nie bez powodu niektórzy ubezpieczyciele w różnych krajach przyznają zniżki ubezpieczeniowe tym, którzy jeżdżą pojazdem lepiej dostrzegalnym na drodze.
Ale nasz rozmówca od razu zauważa, że tak naprawdę najistotniejszym czynnikiem decydującym o tym, czy dany samochód będzie dobrze widoczny jest nie jego kolor, tylko oświetlenie.
– Włączone światła mijania albo do jazdy dziennej od razu poprawiają parametry bezpieczeństwa – mówi z przekonaniem. – Nie mogę jednak stwierdzić, że kolor jest zupełnie nieistotny. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, że pojazd włącza się do ruchu albo stoi bokiem do kierunku jazdy na drodze. Wtedy jego światła nie są już tak wyraźne do wychwycenia. Zwłaszcza gdy za oknem szarówka. Na takim tle właśnie szare czy białe pojazdy mogą niknąć. Znów więc okazuje się, że lepiej wybierać lakier w żywych odcieniach.