Wózek Dolly
Wózek dolly ma ograniczenie prędkości do 12 km/h. W pierwszej chwili może wydawać się, że to mało, prawda? W końcu jadąc strefą zamieszkania z ograniczeniem do 20 km/h, czasem można poczuć się jak… przysłowiowa mucha ruszająca się w smole. W rzeczywistości jednak, przy wąskich i krętych uliczkach, 12km/h może być wystarczającą prędkością, aby podczas chwili nieuwagi doszło do wypadku. Dla porównania, posiłkując się przykładem wózka widłowego, w trakcie jazdy z ładunkiem i prędkością 12 km/h długość drogi zatrzymania wynosi ok. 8 m!
Te wózki są wyraźnie inne od widłowych – mniejsze i na pierwszy rzut oka bardziej zwrotne. Towar przewożony jest nie bezpośrednio na nich, ale na innych wózkach-przyczepach, podłączanych z tyłu.
– Te tylne, podczepiane nazywamy sekwencyjnymi – wyjaśnia Mariusz Babiuk, Group Leader w magazynie G100. – Główne zaś to dolly, na które mówimy po prostu „doliki”.
Doliki śmigają po hali jak na autostradzie. Gdy trwa produkcja, ich operatorzy nie mają prawie chwili wytchnienia.
– Muszą na czas dostarczać niezbędne aktualnie elementy – dodaje Marek Sotwin, Group Leader w magazynie G170. – Przejąć załadowane nimi wózki sekwencyjne i dowieźć je na linię. To kilkaset metrów w jedną stronę.
A takich przejazdów trzeba wykonać wiele w ciągu jednej zmiany. Zazwyczaj cały cykl transportowy i rozładowczy trwa około 20 minut. Bywa jednak i dużo krótszy. Dlatego to praca dla wyjątkowo szybkich i skoncentrowanych.
– Czyli w sam raz dla mnie! – uśmiecha się Aneta Gabryel-Bąk, operatorka z G170. – Bardzo lubię, jak coś się dzieje, a jeszcze lepiej jak dzieje się błyskawicznie i nie ma nudy.
Aneta pracuje na dolikach od 1,5 roku. Przyszła z zakładów w Tychach, gdzie wcześniej była operatorką, ale na montażu silników.
– To dwa zupełnie różne zajęcia – opowiada. – Tam wszystko bardzo rutynowe, przewidywalne, a tutaj nawet trasy dojazdu są różne, w zależności od potrzeb.
By prowadzić dolika, trzeba mieć skończony kurs dla operatorów wózków widłowych. Aneta też go przeszła.
– Nie było problemu, bo od lat mam prawo jazdy, nieźle prowadzę – opowiada. – Praktyka wymagała jednak ode mnie już większych wyzwań. Przede wszystkim z powodu doczepianych do dolika wózków sekwencyjnych.
– Tak, jeśli mamy za sobą tylko jeden, manewrowanie jest banalnie proste – dodaje Barbara Kunicka, kolejna operatorka, ale już z G100. – Kiedy za sobą masz 4 albo 5, trzeba bardzo uważać. Łatwo zaczepić o coś tym ostatnim.
Barbara też pracuje półtora roku i także trafiła do gliwickiego Opla z Tychów.
– Od razu polubiłam nowe zajęcie – zapewnia. – Lubię jeździć wszelkimi pojazdami. Ale widziałam, jak na początku koledzy bacznie mnie obserwowali. Kiedy zobaczyli, że radzę sobie w trudnych sytuacjach, unosili kciuk do góry i gratulowali. Dziś już nawet tego nie robią, bo uznali, że jestem po prostu jedną z nich. Nie mam taryfy ulgowej.
Wózek dolly ma prędkość ograniczoną do 12 kilometrów na godzinę, ale i tak, na dość wąskich i krętych ścieżkach to bardzo szybko. Wystarczy chwila nieuwagi i już łatwo o katastrofę.
– Tfu,tfu! Na razie udaje się jeździć bez wypadków – mówi Aneta. – Ale to zasługa nie tylko moja, bo i reszty operatorów. Świetnie się rozumiemy na trasie, uważamy jedni na drugich.
Wożone przez nich elementy są bardzo różne: od lekkich, ale dużych sufitów obrotowych po małe, a diabelnie ciężkie lewarki.
– Pracownicy z tzw. sekwencji układają kompresory, zbiorniki paliwa czy rozruszniki na wózku sekwencyjnym, a ja jadę z nimi na stanowiska montażu – wyjaśnia Barbara.
– Wszyscy musimy być idealnie zsynchronizowani. Towar załadowany na czas, odebrany też. Inaczej robią się komplikacje, niepotrzebne przestoje.
U Mariusza w grupie wózkami jeżdżą dwie kobiety, u Marka jedna. Panie świetnie się zaaklimatyzowały.
– Tak się wdrożyłam w pracę, że czasem prywatnym samochodem na ulicy ruszam ostrożnie, bo jestem pewna, że mam z tyłu podczepione „sekwencyjne” – śmieje się Barbara.
– Właśnie na dolikach nauczyłam się też szczególnego skupienia i przewidywania zachowania innych użytkowników drogi.
Kiedy w czasie dnia otwartego dzieci Anety, 8-letnia Vanessa i 6-letni Nikodem, zobaczyli doliki w akcji, byli nimi zachwyceni. Zazdrościli mamie, że w pracy może sobie „pojeździć na takich fajnych pojazdach”.
– Zyskałam też w ich oczach – mówi Aneta. – Bo po chwili przekonali się, jak intensywna to praca. Ale innej sobie już nie wyobrażam.