Psikus losu
Każde z opowiadań jest zamkniętą całością, jak odcinek serialu. I wciąga jak serial, pokazując zdarzenia, które kształtowały głównego bohatera i miały decydujący wpływ na jego życie. Ziemowit tłumaczy: „chciałem pokazać, jak przypadek determinuje nasz los, że jedna rzecz powoduje drugą. Gdyby mój pradziadek nie walczył w wojsku pruskim, to nie dostałby krzyża za zasługi, który później powiesił na ścianie w domu rodzinnym. Gdyby go nie powiesił, to niemiecki żołnierz podczas II wojny światowej nie darowałby życia mojemu dziadkowi, więc nie byłoby na świecie mojego ojca ani mnie… Zawsze mnie ten efekt domina ludzkich losów i biegu historii zaciekawiał”.
Wszystko przez to, że od 30 lat stawiają sobie z żoną wyzwania. Żona uczy polskiego w liceum w Knurowie, które zresztą Ziemowit skończył, więc pomyślał – hm…ty uczysz o literaturze, a ja ją stworzę. Odważny plan, skoro jego ostatnią pracą literacką była praca maturalna. Wprawdzie oceniona na 5, ale trudno to nazwać solidnym przygotowaniem do zawodu pisarza. A jednak 22 opowiadania powstały. Ich pierwszym krytykiem i redaktorem była żona (teraz już: „żona pisarza”, jak sama o sobie mówi) i to dosłownie w trzy miesiące. „Wszystko robię szybko” – kwituje Ziemowit. Dojrzewały w jego głowie oczywiście dłużej, właściwie można powiedzieć, że od urodzenia, ponieważ oparte są na wspomnieniach. Jednak na to słowo autor kręci nosem. – „Zdecydowanie nie czuję, bym dotarł do tego momentu w życiu, w którym czas na pisanie wspomnień. Dlatego główny bohater, choć w zasadzie jest mną, Ziemowitem, ma na imię Tomasz – to daje mi więcej możliwości, niż gdybym musiał ściśle trzymać się faktów”.
Jego bohater urodzony w latach 60. z poczuciem humoru opisuje otaczającą go rzeczywistość i jej przemiany na tle śląskiego krajobrazu. Śląskość autor ma prawie we krwi… Prawie, bo jego rodzice są przyjezdni, dostali nakaz pracy i z Mazowsza przenieśli się do Knurowa, gdzie już urodził się Ziemowit. Dorastał więc na Śląsku i od małego mówił gwarą, którą znajdziecie w opowiadaniach, np. w tym opisującym pierwszy dzień pracy w kopalni.
Czy czuje się pisarzem? Jak podaje słownik pisarz to ktoś, kto tworzy dzieła literackie (dramaty, poezję, prozę). Definicja nie mówi od ilu wydanych pozycji człowiek staje się pisarzem, prawda? Na co dzień Ziemowit z pisaniem książek, w dodatku dotyczących przeszłości, ma mało wspólnego. Pracuje teraz na stanowisku dyrektora Działu Prototypów w centrali w Russelsheim, gdzie powstają pomysły na samochody, które za 2–3 lata będą jeździć ulicami. Z wykształcenia jest inżynierem automatykiem, w zawodzie jednak nigdy nie pracował. Zanim trafił do gliwickiego Opla był górnikiem w Kopalni Węgla Kamiennego „Knurów”. Jak to możliwe, że nagle zaczął pisać? Gdy kończąc liceum, myślał nad wyborem zawodu, najbardziej na świecie chciał być śpiewakiem operowym. Ale nie w chórze, najlepiej głównym solistą… Tylko ilu, nawet bardzo utalentowanym ludziom, to się udaje? Wygrał więc pragmatyzm i choć zdał nawet na wokalistykę w Katowicach, ostatecznie postawił na wykształcenie, które zapewnia stabilną pracę bez liczenia na łut szczęścia.
A szczęście i tak mu dopisywało, i nawet w tak ekstremalnych warunkach, jakie panują w kopalni, spotykał ludzi, którzy go inspirowali.
„W kopalni spotkałem swojego mistrza” – mówi Ziemowit, zapytany o to, kto jest jego idolem. „To nie był pisarz, tylko opowiadacz. Albert, który nigdy jednej historii nie opowiedział dwa razy w ten sam sposób, za każdym razem brzmiała inaczej. Zaczynaliśmy zmianę o 22.15, ja po swoje stronie stołu, on po swojej. Coś zaczynał mówić, ja – słuchać, i nagle robiła się 6 rano. Godziny mijały nie wiadomo kiedy, wpadałem w trans. Albert to mój niedościgniony ideał”.