Pojawiła się w firmie dokładnie 17 sierpnia 1998 roku, tuż przed tym, jak z linii produkcyjnej zjechał pierwszy samochód. – Kiedy usłyszałam o tym, że w Gliwicach powstał Opel, moja poprzednia firma była akurat w stanie likwidacji. Mieszkam w Gliwicach. Wiedziałam, że będę miała blisko do pracy i odpowiednie zabezpieczenie finansowe – opowiada Elżbieta Biernacka.
Złożyła dokumenty. Przeszła wszystkie wymagane testy. I udało się. Została przyjęta. Już po trzech miesiącach dostała umowę na stałe.
Od zawsze wszystko pod kontrolą
– Trafiłam do Działu Jakości, i tak jest niezmiennie do dzisiaj. Na początku pracowałam na stanowisku członka zespołu, ale dosyć szybko awansowałam na lidera zespołu. Było to w kwietniu 1999 roku – wspomina Biernacka. Na początku zajmowała się kontrolami jakościowymi na linii. Wykonywałam testy dodatkowe – opowiada. Teraz pracuje w komórce, która zajmuje się operacjami QCOS, czyli sprawdzającymi wszystkie połączenia, m.in. układu hamulcowego, chłodzenia, klimatyzacji. – Mamy listę z wytypowanymi połączeniami.
Pracownik bierze klucz w dłoń i po kolei wszystko weryfikuje. Przeglądamy dokumentację, żeby upewnić się, że cały proces przebiega prawidłowo – tłumaczy Ela.
Ulubiona „piątka”
Przez jej ręce przechodziły wszystkie modele aut produkowane w Oplu. Największą sympatią darzy Astrę V. Między innymi dlatego, że to trochę jej dziecko. – Uczestniczyłam już w fazie pilotażowej. Byłam w zespole, który zajmował się wdrażaniem tego modelu. Od samego początku był to samochód, który mi się niesamowicie podobał – mówi Elżbieta Biernacka. I wyjaśnia, jak wyglądała prace jej zespołu nad V generacją Astry: – Najpierw był prototyp. Jako jedna z pierwszych zapoznawałam się z elementami, które będą podlegać kontroli w grupie jakości. Następnie utworzono zespoły odpowiedzialne za konkretne elementy (procesy) kontroli. Kolejnym krokiem było przygotowywanie dokumentacji. A potem już pierwsze pojedyncze modele trafiły na linię, żeby pracownicy mogli się szkolić.
Biernacka zauważa, że wszyscy, którzy pracowali nad tym modelem od początku, nadzorowali, jak przebiegają prace na linii. – Pokazywaliśmy, co sprawdzać, jak podejść do niektórych operacji, ponieważ Astra V to już bardzo rozbudowany samochód. Na koniec były rozmowy z team leaderami odcinków i wdrażanie modelu. I tak powstało to cudeńko – mówi z dumą Ela.
Jak w rodzinie
Pierwsze trzy miesiące w zakładzie były dla niej szczególnie trudne. Biła się z myślami, czy da radę, czy powinna zostać w fabryce. – Skończyłam bibliotekoznawstwo, i od pracy bibliotekarza zaczynałam. Potem skończyłam przeróżne szkolenia i przeszłam do finansów. Dopiero potem był Opel. Zza biurka, z liczenia wynagrodzeń pracowniczych, nagle trafiłam w wir produkcji. To była dla mnie czarna magia – wspomina Biernacka. Dlatego niezmiernie docenia ludzi, którzy nauczyli ją wszystkiego od podstaw – między innymi, jak dopasowywać elementy, jak powinna wyglądać powierzchnia lakiernicza, jak wyglądają uszkodzenia, na co zwracać uwagę. Szczególnie wspomina kolegę z Niemiec, który szkolił ją, gdy rozpoczynała pracę w zakładzie. – Godzina za godziną, dzień za dniem cierpliwie tłumaczył. On niejako kalibrował nasze
oczy – opowiada Team Leader w gliwickim Dziale Jakości.
Elżbiecie bardzo szybko spodobał się schemat pracy produkcyjnej, kontakt z ludźmi. Niezwykle ciepło wspomina wszystkie Dni Otwarte dla Rodzin i Przyjaciół, bo to zabawa, która łączy pracowników. – Chyba miałam szczęście, bo zawsze trafiam na fantastycznych ludzi. Są osoby, z którymi pracuję już od 20 lat. Zawiązały się między nami przyjaźnie. Byliśmy przez te lata razem. W międzyczasie były śluby, rodziły się dzieci. Opel to duża część mojego życia – mówi z refleksją Biernacka.
Ważne były też kwestie socjalne i dobre warunki pracy. – To wszystko sprawiło, że teraz też będę miała swój jubileusz 20-lecia – dodaje z uśmiechem.
Jakość na końcu, niezawodność od początku
Jak dokładnie wygląda kontrola jakości na końcu linii?
To mnóstwo procesów, które trzeba zweryfikować. Pierwsza część odcinka to sprawdzenie wnętrza – kodowanie, programowanie sterowników, klimatyzacja, lusterka, szyby, działanie nawiewów, wycieraczek itd. To praca typowo manualna. – Tam po raz pierwszy po testach odpalany jest samochód. Na następną bramkę, gdzie ustawiana jest zbieżność i światła, już się przejeżdża. Potem jest kabina DVT, gdzie auto przechodzi testy przygotowane przez inżynierów. A następnie dwuminutowy test wodny. Sprawdzamy, czy gdzieś, gdzie nie powinna, nie pociekła woda. Na koniec znowu coś tu się dzieje kontrola wizualna, czy nie ma gdzieś jakichś uszkodzeń – wylicza Elżbieta Biernacka, etap po etapie.