Odcinek 1
Język Szekspira
Tomasz jak zwykle przyszedł na nockę godzinę wcześniej. Nie lubił się spóźniać, a poza tym chciał się spokojnie przygotować do przejęcia zmiany. Od niecałych dwóch lat miał nową pracę. Przeniósł się z kopalni do firmy General Motors, która należała do branży motoryzacyjnej i produkowała ni mniej ni więcej tylko samochody. Koncern postanowił wybudować w Polsce fabrykę i Tomek pracował tam teraz jako kierownik zmiany w Gospodarce Materiałowej. Nie było to bardzo eksponowane stanowisko, ale dwa razy lepiej płatne niż to, które piastował przed odejściem z ledwo radzącej sobie z nowymi rynkowymi regułami kopalni. Był to jeden z powodów, dla którego bardzo się do nowej roboty przykładał, więc starał się przyswoić jak najwięcej nowych umiejętności. Porozumiewał się już całkiem płynnie po angielsku, co było koniecznością, bo firma była amerykańska i w tym języku konwersowało się z kadrą zarządzającą. Tomek, przyjmując się do nowej pracy, kiwnął faceta na rozmowie kwalifikacyjnej, nauczywszy się na pamięć napisanego przez kolegę anglistę tekstu „mój dzień w pracy”. Kiedy padło pytanie, jak tam u niego z angielskim, wyrecytował wyuczony tekst zaskoczonemu obcokrajowcowi. Ponieważ nie pozwolił sobie przerwać, zrobił dobre wrażenie i został przyjęty.
Kilkanaście miesięcy później wspominał to wydarzenia z sympatią i lekkim niedowierzaniem. Przez półtora roku obcowania z zagraniczną kadrą opanował język wystarczająco dobrze, więc nikt nawet nie podejrzewał, że niedawno był na etapie tubylca z „Jądra ciemności”. Nauka szła mu wyjątkowo sprawnie i tego też życzył Guru
– swemu hinduskiemu przełożonemu, który pełnił funkcję dyrektora w tutejszej placówce. Mimo iż angielski był oficjalnym językiem w firmie, Guru za punkt honoru postawił sobie nauczenie się języka swoich pracowników. Hindus dojeżdżał codziennie z Krakowa i dużo czasu spędzał w samochodzie, więc kupił sobie kasety do nauki języka, których słuchał w drodze do pracy. Uczył się na pamięć całych zdań. Pewnego razu Tomasz pojechał coś załatwić samochodem szefa. Kiedy włączył radio, o mało nie…
– Co to ma być? – pomyślał – Kto produkuje takie gnioty dla cudzoziemców?
Lekcja zaczynała się następująco:
– Nazywam się Stefan. Jestem polskim pisarzem.
Tu następowała długa przerwa na powtórzenie kwestii.
– Co roku przeważnie piszę jedną książkę.
Znów pauza na powtórzenie.
– Moja żona jest projektantką odzieży, jeździ często na pokazy mody do Mediolanu.
I znów pauza.
Tomasz, wciąż rozbawiony, puścił sobie jeszcze kilka razy idiotyczną lekcję, obliczoną raczej na zniechęcenie cudzoziemca do nauki języka polskiego. Kiedy wyobraził sobie swojego hinduskiego szefa, który wypowiada ze skupieniem wysłuchane kwestie, znów dostał kolki ze śmiechu.
Mężczyzna postanowił, że nie wspomni o tym swojemu dyrektorowi. W pewnym sensie nawet go to rozczulało. Zdawał sobie sprawę, że polski to jeden z najtrudniejszych języków do ogarnięcia.
***
Kilka dni później Tomasz został wezwany przez Guru. Mężczyzna kompletnie nie miał pojęcia, o co może chodzić, więc był lekko zaniepokojony. Nagle zaświtało mu w głowie, że być może do szefa dotarła informacja, że rozpowiada plotki o nauce języka. Z ciężkim sercem wkroczył do gabinetu.
– Dzisiaj rano zatrzymała mnie policja – oznajmił Guru.
W następnym odcinku: Jak Guru zaskoczył polską policję, a ona jego.
Ziemowit Zakrzewski
Czytaj drugi odcinek
Ziemowit Zakrzewski, inżynier automatyk, pracownik gliwickiego Opla, obecnie pracuje na stanowisku menedżera nowych projektów w OMP. Prywatnie lubi sobie stawiać wyzwania, jednym z nich było napisanie książki „Moja filmoteka” (zbiór 22 opowiadań).
Więcej przeczytasz na:
https://opelpost.com/07/2016/pisarz-po-godzinach/.
Powyższe opowiadanie nie było jeszcze publikowane.