Na trasie
Trasa biegu prowadziła, m.in. Starogliwicką, Staromiejską, Portową i Edisona. Doskonale wytyczona i zabezpieczona nie sprawiała większych trudności technicznych.
– Ale chwilami ciężko się oddychało – przyznawali później zawodnicy. – To z powodu pogody. Za pięknej jak na koniec września. Biegaczy dopingowali bliscy i znajomi. Uśmiech na twarzach wywoływał uliczny zespół, zagrzewający w ostrych beatach do rywalizacji. Od mniej więcej trzeciego kilometra zdecydowanym liderem był Adam Jamiński. Nadał tak szybkie tempo, że zostawił rywali daleko w tyle. Nawet na podbiegu zachował wystarczająco dużo sił, by nie oglądać się ze siebie, kontrolując dystans do goniących.
Pooooszli! – krzyknął jeden z rozentuzjazmowanych kibiców tuż po starcie zawodników spod bramy G1.
Zawodnikom chyba udzielił się jego entuzjazm, bo naprawdę dali z siebie wszystko. Początkowo wydawało się, że walka na trasie będzie bardzo wyrównana. Niczym w kolarskim peletonie, wszyscy startujący trzymali się blisko, w równym tempie pokonując kolejne metry. Ale dość szybko na czoło wysforowała się trójka zawodników: Grzegorz Bocheński, Wojciech Holona i Adam Jamiński. Ta trójka odważyła się na ucieczkę, z sekundy na sekundę zwiększając swoją przewagę. Wydawało się, że ta sytuacja będzie trwać do końcowych metrów biegu, ale grupa uciekających stopniowo się rozbijała.
Na mecie czekał tłum fanów biegania, a wśród nich sam dyrektor GMMP i były premier Jerzy Buzek. – Ja sam nie wystartowałem dzisiaj tylko z powodu kontuzji – tłumaczył Andrzej Korpak. – Ale w zastępstwie wysłałem syna.
Na metę jako pierwszy dobiegł Adam Jamiński. Był bezkonkurencyjny. Jak się okazało, start potraktował jako element przygotowań przed półmaratonem, który następnego dnia biegł w Tychach.
– Stamtąd też pochodzę – tłumaczył. – Ale z GMMP jestem związany, że tak powiem, uczuciowo. Moja narzeczona Martyna pracuje w tyskim oddziale firmy, w dziale finansów. Na co dzień Adam trenuje w AZS AWF Katowice. Nie było więc dyshonorem przegranie z takim zawodnikiem.
Cieszę się bardzo z drugiego miejsca – mówił z dumą Wojciech Holona, pracujący w dziale lakierni. – Liczyłem na pierwszą trójkę i udało się! Biegam od 10 lat w SBG Energetyk Rybnik. Bardzo się ucieszyłem, że mogę wystartować w prawdziwie oplowskim biegu. To podwójna frajda: i sportowa, i zawodowa.
Na trzecim miejscu znalazł się Grzegorz Bocheński, tez pracownik GM. Co niezwykłe, piąte miejsce w kategorii kobiet zajęła jego żona Elżbieta! – Jesteśmy takim biegającym małżeństwem – śmieje się Grzegorz. – To nasza pasja. Dzisiejszy, wspólny start sprawił nam wiele radości.
Szczęśliwa była też Aldona Uszyńska, najlepsza z pań. Jej mąż Grzegorz pracuje w Oplu od lat. A ona sama przyznaje, że nie spodziewała się wygranej.Najwięcej braw dostała jednak na mecie rodzina Bilików. Mateusz Bilik (z tłoczni w GMMP), jego żona Magdalena i ich 16-miesięczny syn Antek. Biegli wszyscy troje – najmłodszy uczestnik w specjalnym wózku pchanym przez tatę. I dobiegliśmy! – mówił rozradowany Mateusz. – Choć to nasz pierwszy start po narodzinach synka. Były dwa momenty kryzysowe, ale daliśmy radę i to się liczy.