OpelPost: – To prawda, że emocje nas niszczą?
Gaweł Podwysocki: Tylko wtedy, jeśli damy im nad nami całkowicie zapanować. Same w sobie nie są niczym złym. Kryją się za nimi reakcje organizmu. Natura po coś nas w nie w końcu wyposażyła. Kiedy już zeszliśmy z drzew na sawannę, nie byliśmy zbyt bezpieczni wśród drapieżników. Musieliśmy nauczyć się odpowiednio reagować na sytuację zagrożenia: albo uciekać, jeśli byliśmy słabsi, albo walczyć, gdy istniały szanse na pokonanie wroga.
- No dobrze, ale gdzie sawanna, a gdzie świat współczesny? Biura, hale produkcyjne. To przecież zupełnie inna rzeczywistość.
- Dziś nie ma już wokół nas nawet małej części ówczesnych niebezpieczeństw. Jednak konieczność podjęcia właściwego działania w codziennych sytuacjach pozostała. Reagujemy, gdy na horyzoncie pojawia się coś niepokojącego. Tylko że dziś raczej nie jest to zagrożenie życia. I choćby to jest kluczowym rozróżnieniem. Nasz mózg sprzed wieków zachowywał się jak tzw. mózg gadzi, który zna tylko te dwa wspomniane sposoby reakcji: ucieczka lub atak. Teraz to dużo bardziej subtelne i nie da się funkcjonować w społeczeństwie z tak prostym kodem zachowań.
- Bo albo byśmy się pozabijali, albo wiali przed innymi?
- Pewnie tak, ale wróćmy do początku tej rozmowy. Nasze reakcje są wywołane emocjami. Powszechnie zwykło się je dzielić na pozytywne i negatywne. Miłość jest dobra, złość z definicji zła. Czy aby na pewno to takie proste? Niekoniecznie. Według nauki, emocje są nośnikami informacji. Jeżeli jestem zły, to znaczy, że muszę o coś zadbać, coś naprawić, wyjaśnić. I gdy sobie to uświadomię, już zrobiłem pierwszy krok ku opanowaniu emocjonalnemu. Kiedy zdystansuję się trochę od swojego aktualnego stanu emocjonalnego, będę mógł dojść do jego źródła. Innymi słowy: znaleźć przyczynę złości i się nią zająć.
- To wystarczy, by poczuć się lepiej?
- Oczywiście, że nie, ale przynajmniej jestem już na dobrej drodze do rozwiązania kłopotliwej, wywołującej złość czy stres sprawy. Przeanalizuję ją, że tak powiem, na chłodno. A to jest konieczne, bo każdy specjalista potwierdzi, że w złości nasz umysł działa mniej sprawnie i nieracjonalnie.
- Czasem naprawdę nie da się nie unieść głosu czy pięści, gdy ktoś nas zdenerwuje
- Ale kto wtedy jest na przegranej pozycji? Denerwujący czy zdenerwowany? Oczywiście, że ten drugi, bo to jego emocje zostały zachwiane, on przeżywa konkretny, niekomfortowy stan. Wyprowadzenie nas z równowagi to zwycięstwo agresora. Nasz spokój, opanowanie zamyka mu drogę do grania na naszych uczuciach.
- Łatwo powiedzieć, ale czasem w pracy kolega czy przełożony doprowadzają nas do białej gorączki i jesteśmy zupełnie bezradni.
- Właśnie w takich sytuacjach przydaje się umiejętność zarządzania emocjami. Nie jest tajemnicą, że w wielu firmach, zwłaszcza na stanowiskach menadżerskich są osobowości zorientowane wyłącznie na wynik, a nie na ludzi. I w kontakcie z takim typem ludzi trzeba brać pod uwagę, że nie przemawia przez nich osobista uraza do nas, ale po prostu jasno wytyczone pragnienie osiągnięcia celu. Oczywiście, trzeba pamiętać, by nie przekraczali oni dobrych zwyczajów dla danej organizacji, ale jeśli wydają się nam bezlitośni, zimni i wyrachowani, to nasza kontrola nad własnymi reakcjami pomaga nam w codziennych relacjach z nimi.
- Poproszę jaśniej: jak właściwie kontrolować te emocje, gdy w pracy nie jest dobrze?
- Są różne techniki, ale choćby pracą z oddechem lub zyskiwaniem na czasie w chwili konfrontacji. Jeśli ktoś ma tzw. krótki zapłon i bardzo szybko wybucha, powinien już zawczasu wyhamować, poprosić o chwilę do namysłu, nim odpowie coś ostrzej czy zareaguje nieadekwatnie do sytuacji. Psychologia mówi, że nawet minuta to już bardzo dużo na przemyślenie swojego zachowania i dobranie odpowiednich środków, właściwej odpowiedzi. A reakcja już po sekundzie jest zawsze raczej instynktowna niż świadoma.
- Czyli opanowanie to najlepsza droga do spokojnej, owocnej współpracy?
- Na pewno tak. I to dotyczy także przełożonych. Powiem taką ciekawostkę, że kiedyś badano dlaczego niektórzy niebywale skuteczni menadżerowie wielkich korporacji przestają awansować i zatrzymują się na pewnym etapie rozwoju kariery. Okazało się, że ci ludzie reagowali niewłaściwie do sytuacji. Byli zbyt wybuchowi, nadreaktywni. Nie umieli funkcjonować do końca właściwie w swoim środowisku zawodowym. Musimy pamiętać, że nasze reakcje są oceniane przez otoczenie. Dlatego warto sobie zawsze zadać dwa pytania: „Czy naprawdę to, co się dzieje to bezpośrednie zagrożenie naszego życia” i „Czy warto wybuchnąć/krzyknąć w tej chwili?” Jeśli obie odpowiedzi są negatywne, od razu jest szansa konstruktywnego dialogu z oponentem.
- Naprawdę w pracy nie można zupełnie krzyczeć? Odgryźć się ostrzej?
- To zależy od kultury organizacji. W wielokulturowych firmach, dla których pracowałem, zupełnie inaczej funkcjonuje społeczność pracownicza niż w zamkniętych kulturowo. Inaczej reagują Latynosi, a inaczej Azjaci. Ci pierwsi bywają wybuchowy, bo wynieśli to z codziennej obyczajowości, ci drudzy utratę kontroli nad sobą traktują niewybaczalnie. Generalnie jednak chyba wszyscy chcemy pracować w środowisku nam przyjaznym. I dlatego na każdym szczeblu hierarchii firmy słowem-kluczem do dobrej kooperacji powinien być „szacunek”.
- Pewnych ludzi chyba jednak nigdy się nie zmieni. To prawda?
- Są osobowości niereformowalne, ale wtedy zawsze warto zadać sobie pytanie, czy to nie wynika z innych czynników niż ich nastawienie do ludzi. Mówiąc w uproszczeniu językiem informatyki, człowiek dzieli się na hardware, czyli ciało oraz na software czyli to, czego się uczymy. Jeśli hardware jest zdrowy, software da się zawsze ulepszyć, poprawić. Ale bywa tak, że ktoś ma zupełnie nieświadomie np. niepełny system neurologiczny czy choćby niedoczynność tarczycy i już jego software szwankuje. Dlatego warto zawsze dbać o hardware. Sprawdzać go. Gdy czujemy się wiecznie zmęczeni, poirytowani, zbadajmy się. Bo jeśli ktoś na prostą prośbę: „Podaj mi proszę długopis” reaguje wściekłością, złośliwością, to raczej nie jest to spowodowane jego charakterem, tylko emocjami generowanymi przez organizm w złym stanie. Choćby dlatego musimy też zachować dystans do takich sytuacji.
- A jeśli uznamy, że nie warto, nie trzeba się starać, bo i tak nie będzie lepiej?
- To gwarantuję, że nasze nieuregulowane i niekontrolowane emocje będą nas wykańczać i mogą okazać się zabójcze dla zdrowia. Nadmierne przeżywanie, irytacja, frustracja to prosta droga do złego samopoczucia i nawet powikłań zdrowotnych. I wtedy może się okazać, że oto nasz software rujnuje hardware.
- Jak wirus komputer?
- Ale antywirusem jest próba wyuczenia się właściwych reakcji. Zamiast ataku lub ucieczki, po prostu konstruktywna rozmowa.