Obecnie w Polsce biega 22 proc. mieszkańców. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych wynika, że największą grupę biegaczy stanowią osoby młode – biega niemal 40 proc. osób w wielu 18-24 lata oraz ponad 36 proc. ludzi do 35 roku życia. Dlaczego to robią? Większość odpowiada, że dla przyjemności (bo w trakcie biegu organizm wydziela endorfiny, które są nazywane hormonem szczęścia). Biegnąc zyskują też zdrowie. Systematyczne bieganie pozytywnie wpływa na wzmocnienie układu sercowo-naczyniowego, układu odpornościowego, a poza tym jest doskonałym sposobem na odmłodzenie organizmu. Naukowcy obliczyli, że regularne uprawianie joggingu sprawia, że obniża się wiek biologiczny (wiek metrykalny jest mierzony według czasu fizycznego, wiek biologiczny według wewnętrznego zegara organizmu i jest odzwierciedleniem tego, w jakiej formie jest nasze ciało) i to o 10-17 lat.
Jeszcze kilka lat temu, gdyby zapytać Rafała Fojcika o hobby, bez namysłu powiedziałby: piłka nożna. Trzy lata temu zaobserwował jednak, że na murawie szybko łapie zadyszkę. – Lata lecą i forma już nie ta sama, co kiedyś – tłumaczy.
Zamiast jednak machnąć ręką i winy za pogorszenie kondycji upatrywać w mijającym czasie, Rafał zaczął regularnie biegać. Plan był prosty – zwiększyć wytrzymałość organizmu, by potem być skuteczniejszym na boisku. Można powiedzieć, że tylko w połowie udało mu się zrealizować założenia. Bo wytrzymałość poprawił, ale – jak sam mówi – „wciągnął się w bieganie na amen” i piłka zeszła na dalszy plan. Teraz od 2 do 4 razy w tygodniu gna przed siebie i pokonuje kolejne kilometry. Jak idzie do pracy na poranną zmianę, to trenuje po powrocie, jak na popołudniową – biega przed wyjściem do pracy.
Ale bywają też chwile, że jest zmęczony i zwyczajnie mu się nie chce. – Nie robię wtedy nic na siłę. Wiem, że nadrobię to jutro. Choć czasem wystarczy że założę buty, przebiegnę jeden kilometr i zmęczenie przechodzi. Stres znika i czuję się jak nowonarodzony! – opowiada.
Na pierwszy rzut oka może nie widać efektów treningów, bo Rafał nie odnotował dużych spadków wagi, ale sam zauważa różnicę. – Zdecydowanie poprawiła się moja wydolność i wolniej się męczę – mówi. A żona nawet nie dałaby mu schudnąć. Ba, celowo go tuczy! – Jestem dość szczupłej postury, więc jak tylko stracę na wadze, to żona co rusz mnie dokarmia, żebym nabrał ciała – śmieje się Rafał.
Sportowy zapaleniec
Mimo że bieganiu poświęca większość swojego czasu, to futbol nie poszedł całkowicie w odstawkę. – Jak tylkomam chwilę, ustawiam się z chłopakami na mecz towarzyski – opowiada. W sierpniu zagrał m.in. z drużyną J.T.D. w kolejnej edycji oplowskiego turnieju piłkarskiego. Na swoim koncie ma też udział w I Turnieju Piłki Siatkowej o Puchar Kierownika Montażu Głównego. – To był totalny spontan, bo z siatkówką mam niewiele wspólnego. Ale jeśli pojawia się okazja, żeby się poruszać, poćwiczyć nad kondycją, to chętnie z niej korzystam – mówi Rafał. Jak na spontaniczny udział w turnieju jego teamowi poszło bardzo dobrze – zajęli przyzwoite 4. miejsce.
Ale na liście jego sportowych wyczynów roi się przede wszystkim od półmaratonów i maratonów. Najważniejszy jest dla niego bieg Wings for Life, który totalnie różni się od innych zawodów biegowych. Czym?– Przede wszystkim chodzi w nim o to, żeby nie biec do mety, ale…. uciekać przed nią – śmieje się Rafał.
A to dlatego, że koniec trasy wyznaczają samochody pościgowe, które 30 min po rozpoczęciu biegu zaczynają gonić zawodników. – Podczas gdy w standardowym maratonie biegnie się swoim tempem, tu trzeba przyspieszać, bo samochody jadą coraz szybciej. Jeśli Cię dogonią, odpadasz – opowiada.
Niezwykła jest również atmosfera tworzona przez zawodników i kibiców, bo Wings for Life odbywa się jednocześnie na 6 kontynentach w 12 strefach czasowych i biorą w nim udział reprezentanci ponad 200 narodowości! Bieg emitowany jest na całym świecie, a na telebimach pojawiają się na zmianę drużyny z różnych krajów. – To pokazuje, jak pomimo różnych barier, kulturowych czy odległościowych, łączy nas dobra zabawa – mówi Rafał.
Dla wielu uczestników największą motywacją jest jednak to, że mogą pomóc innym, bo dochód z opłat wpisowych przeznaczany jest na cel charytatywny, a konkretnie na badania nad leczeniem przerwanego rdzenia kręgowego. – To fantastyczne uczucie, że dbając o własne zdrowie, mogę jednocześnie przyczynić się do jego poprawy u innych osób – tłumaczy.
Tak naprawdę lubi pomagać, więc często angażuje się w różnego rodzaju akcje pomocowe. Przez 3 lata w ramach wolontariatu był noszowym (czyli osobą znoszącą piłkarzy z boiska) drużyny Górnik Zabrze!A jak tam trafił? To był kolejny spontan w jego życiu. –Przypadkiem zobaczyłem ogłoszenie o poszukiwaniu osób chętnych do pomocy w klubie. Zgłosiłem się, poszedłem na rozmowę i… przyjęto mnie – wspomina.
Ze śmiechem w głosie przyznaje, że czasem dość mocno jemu i innym noszowym udzielały się sportowe emocje. Do tego stopnia, że trzeba było sprowadzać ich na ziemię i przypominać, że są w pracy. Ale nawet jeśli nie mogli w ekspresyjny sposób wyrażać wsparcia, to wiedzieli, że nadrabiają swoją pracą.–Dopingowaliśmy piłkarzy naszym wolontariatem. Dzięki temu również mamy fantastyczne wspomnienia, a jednocześnie w bardziej bezpośredni, namacalny sposób pomagaliśmy Górnikowi. Bardzo się z tego cieszę, bo uważam, że życie polega również na dawaniu, a nie tylko na braniu.